Jeśli gdzieś w Poznaniu mamy szansę znaleźć prawdziwą kuchnię francuską na najwyższym poziomie, to właśnie tutaj.
Przekraczając wejście kamienicy na
Starym Rynku pod numerem 37 obawialiśmy się trochę formalnego klimatu, o jaki
podejrzewać można Le Palais du Jardin. Jednak już po otwarciu drzwi nasze obawy
ustąpiły genius loci tego miejsca. W tle dyskretna muzyka, piękne świeże lilie
i delikatny zapach będący zapowiedzią dobrego jedzenia. Całość dobrego wrażenia
dopełniło uprzejme i serdeczne powitanie kelnera.
Wybraliśmy stolik na górnej sali.
Nieco większej niż sala dolna, bardziej widnej. Choć na poziomie minus jeden kusiły nas ceglane
sklepienia i atmosfera winnicy emanująca od setek wybornych butelek czekających
na swoich amatorów. Górna sala pozwoliła rozkoszować się faktem, że w jesteśmy w
restauracji o najciekawszej lokalizacji w mieście – vis a vis Ratusza, a za
oknem pięknie pruszy śnieg. Czego chcieć więcej? Dobrego jedzenia.
Wybór nie był łatwy, gdyż w
karcie czeka na nas sporo pokus. Zarówno dla tych przywiązanych do klasyki, jak
i chętnych do kulinarnych odkryć. Na bardziej odważnych ślimaki pieczone w
maśle czosnkowym (próbowaliśmy we Francji – poezja), świeże ostrygi z regionu
Bordeaux (chyba jedyne miejsce w Poznaniu, gdzie można zjeść ten afrodyzjak),
półsurowy tuńczyk wędzony w liściach jaśminu i zielonej herbacie, figi w
glazurze z miodu lipowego czy pierś z… gołębia smażona na palonym maśle z
rozmarynem i dzikim czosnkiem. Łowcy śródziemnomorskiej klasyki muszą koniecznie
spróbować: obłędnej francuskiej zupy cebulowej ( trudno wyobrazić sobie lepszą
niż tutejsza), zupę rybną z wybrzeży południowej Sycylii czy cassoulet z
żabnicy, comber z sarny, filet z polędwicy wołowej z grill’a… Och, jest w czym
wybierać.
My, zastanawiając się nad wyborem
dań założyliśmy, że chcemy zjeść sycący, choć lekki posiłek. Nasza ładniejsza
połowa skierowała swoje preferencje w stronę sałat, ja zdecydowałem się na
doradę. Bardzo ciekawą, choć niedocenianą rybę śródziemnomorską. Na deser
wybraliśmy creme brulee.
Dania wyglądały pięknie.
Kompozycje idealne. Gruszkę marynowaną w białym winie i goździkach z sałatami,
tostowanymi orzechami nerkowca i serowym chipsem własnego wypieku (to jeden z
elementów menu walentynkowego) można
było jeść oczami! A po spróbowaniu okazało się, że to połączenie słodko-kwaśne
idealnie nadaje się na lekki lunch. A dorada? Roskosz, którą dopełniło rozpływające
się gratin z selera i liście szpinaku.
Całość podkreślona sosem z dzikich wiśni. Fantastyczne zestawienie. Polecamy
bardzo.
O creme brulee z Palais du Jardin
słyszeliśmy już wcześniej. W samych superlatywach. Cóż, nie będziemy
oryginalni. Jest świetny. Podany ze świeżymi truskawkami. Płonący. Idealny na
romantyczny walentynkowy wieczór.
Lunch w Palais du Jardin nas
rozanielił. Trudno było wrócić do pracy i skupić się. Posmak creme brulee i
wspomnienie całości posiłku miło na to nie pozwalały.
Podsumowując śmiało możemy stwierdzić, że Amore i L’amour spotykają się na jednym talerzu w Poznaniu w jednym miejscu. Francusko - włoski romans smaków możliwy tylko w Palais du Jardin. Jeśli szukacie wyśmienitego lokalu z oszałamiająco pyszną-kuchnią koniecznie musicie odwiedzić Le Palais. Trudno wyobrazić sobie lepszy lokal na spotkania urodzinowe, owocne randki czy rocznice.
Warto także odwiedzić nową stronę www.lepalaisdujardin.pl, na której można poczuć przedsmak możliwości tej restauracji oraz sprawdzić ceny, które zaskakują... swoją przystępnością. Dania główne zaczynają się tu bowiem od 39 pln, a zakąski (np. zapiekane ślimaki od 19 pln). Polecamy gorąco.
Piękne kompozycje, małe arcydzieła. Zupa cebulowa kusi. A te flambirowane truskawki inspirują. Dziękuję, że prowadzicie takiego przyjemnego bloga.
OdpowiedzUsuń