środa, 15 stycznia 2014

Połów smaków w Restauracji Platinum

Platinum Restaurant na ul. Reymonta 19 to jedna z tych restauracji w Poznaniu, którą wciąż można nazwać nieodkrytymi. Lokal doceniali już nie raz najbardziej surowi sędziowie smaku w Polsce. Jego Chefowie to wybitni artyści kulinarni, którzy już trzykrotnie zdobywali Kulinarny Puchar Polski. Dominik Brodziak – szef kuchni Platinum, dbający o to żeby karta lokalu reprezentowała najwyższy poziom i zaskakiwała kreacjami – i tym razem dał nam powód do kulinarnego uniesienia. Poznaniacy jednak często obawiają się wygórowanych cen i formalnej atmosfery w tego typu lokalach. Wizyta w Platinum może więc być miłym zaskoczeniem, gdyż ceny w lokalu są umiarkowane – w przeciwieństwie do wrażeń smakowych, które sięgają zenitu.


Charakterystycznym i niezwykle miłym akcentem jest poczęstunek jaki gościom Platinum serwuje się zwyczajowo przy składaniu zamówienia (przynajmniej dwudaniowego) – Amuse-Bouche. Można by określić tą pozycją mianem „czekadełka” , ale mamy wrażenie, że nazwa ta nie oddaje finezji i polotu tego mikrodania, które otrzymujemy gratisowo czekając na nadejście prawdziwych dań w restauracji. W Platinum Amuse-Bouche (od francuskiego zabawić buzię) każdorazowo jest niespodzianką. Zwyczajowo to mini danie w akompaniamencie świeżego soku warzywnego. Tym razem powitała nas wariacja nt. poznańskiej klasyki, czyli pyry z gzikiem. Z tą różnicą, że ziemniaczek był wybornie grillowany, a do tego podano także chips ziemniaczany, masło ziołowe i jadalną ziemię… no i oczywiście gzik (czyli twaróg). Do tej klasycznej kompozycji bardzo dobrym dodatkiem był świeży sok marchwiowy o słodkawym smaku.


Ponieważ uwielbiamy ryby i owoce morza spróbowaliśmy dwóch dań głównych właśnie z tymi składnikami. Rybną pozycję stanowił smażony filet z halibuta, ratatouille z tymiankiem i masłem czosnkowym. Owoce morza komponowały się natomiast w daniu z krewetkami i małżami Świętego Jakuba z puree z pietruszki, kurkami i mikro ziołami. Interesujący wybór – sami przyznajcie. Przedtem jednak skusiliśmy się na przystawkę stanowiącą wariację nt. pasztetu drobiowego, czyli mus z wątróbek drobiowych w brandy. Nie mogliśmy sobie tego odmówić. Pamiętamy jeszcze danie Tomka Trąbskiego z czasów kiedy szefował w BlowUp Hall 5050 i wiemy, że dobry Szef może z musu z wątróbek i brandy wyczarować odlotowy smak. W tym wypadku również się nie pomyliliśmy. Wybór był trafiony. Mus wyjątkowo delikatny, z nutą słodkości i wytrawnej goryczki zarazem. Do tego żurawinowa panierka wnosząca w kompozycję smaku odrobinę kwaskowości.  Danie bardzo ciekawe i niewątpliwie warte swojej ceny. Jeśli ktoś odwiedza restaurację z mniejszym apetytem może spokojnie pozostać przy tej przystawce i zupie. 


Jeśli jednak, tak jak i my, wybieracie się na połów smaków mórz i oceanów to najlepsze jeszcze przed Wami. Rozpocznijmy od halibuta, wręcz rozpływającego się w ustach. Ryba ta jest dość tłusta i może swoim kalibrem odstraszyć damską część towarzystwa. Nie od Szefa Dominika Brodziaka. Nasza ryba była soczysta, ale idealnie zbalansowana dzięki lekkiemu warzywnemu bukietowi ratatouille. Do tego tymianek i masło czosnkowe dodały ziołowego spinu tej potrawie. Dzięki temu powstała kompozycja bogata i dobrze wyważona. Delikatne orzeszki ziemniaczane z kolei wprowadziły ciekawą, chrupiącą teksturę, którą po maślanej rybie mogło zabawiać się podniebienie.

Krewetki i małże Św. Jakuba wydawały nam się połączeniem lekko zbytecznym,  przyznamy też szczerze, że obawialiśmy się połączenia owoców morza z grzybami i puree z korzenia pietruszki. No ale, jeśli ktoś wygrywa od kilkunastu lat w najtrudniejszych konkursach kulinarnych to chyba można mu odrobinę zaufać. Po pierwszym kęsie tego dania przekonaliśmy się po raz kolejny, że oczywiście tak. Kreacja Szefa Brodziaka była fantastyczna. Pietruszka ze swoim lekko korzennym smakiem  była świetną bazą do mięsistych krewetek i małży. Pomidorki koktajlowe dawały lekko odpocząć wytężonym na smakowaniu morskich delicji z grilla kubkom smakowym, kurki podkręcały smak i zachęcały do dalszych ruchów na talerzu.


W sumie wizyta była dla nas wspomnieniem letnich smaków (owoce morza i ryby), idealną terapią smakową na zimowe, krótkie dni.
Portfel nie ucierpiał na niej strasznie gdyż na same dania wydaliśmy w sumie 141 PLN. Zważywszy na wspomnienia smakowe i wielkość porcji dań głównych stanowczo było warto.

Starter - Mus z wątróbek drobiowych z brandy, konfitura z suszonych śliwek, marynowana dynia – 28 pln
Danie - Krewetki i małże Świętego Jakuba, puree z pietruszki, kurki, mikro zioła – 44 pln
Danie  - Smażony filet z halibuta, ratatouille z tymiankiem, masło czosnkowe – 69 pln
Amuse bouche - pyra z gzikiem, jadalna ziemia, warzywny chips, grillowany ziemniak, masło ziołowe – 0 pln
Woda stołowa - 0 pln

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz