sobota, 1 grudnia 2012

Na Rynku Bernardyńskim

Obiecywaliśmy, że napiszemy relację z naszego niespodziewanie udanego wypadu na Rynek Bernardyński, więc do dzieła. Tym niewinnym postem chcielibyśmy wywołać szerszy temat pod nazwą "Gdzie kupić? czyli w poszukiwaniu jakościowych produktów" Wiecie tak samo dobrze jak my, że finał na talerzu zależy zarówno od warsztatu kucharza, jaki i od jakości składników. Tyle się mówi o produkcie eko, regionalnym, lokalnym itp. przyznawane są przeróżne certyfikaty, tylko nie wiadomo gdzie kupić prawdziwe, nie produkowane taśmowo i wspomagane chemicznie warzywa, sery, mięsa, chleby... Podzielimy się z Wami naszymi odkryciami i poprosimy o Wasze wskazówki w tej kwestii.

Rynek, który odbywa się na Bernardyńskim co sobotę i w odwiedziliśmy tuż przed 3 Restaurant Day. Było już dosyć późno jak na sobotnie zakupy ryneczkowe bo około 13 i nic nie zapowiadało, że tak dobrze zapamiętamy to miejsce. Większość straganów straszyła pustkami. Nam do szczęścia wystarczyły dwa. Pierwszy totalny warzywniak. Po bliższym przyjrzeniu - cuda! Wielkie dynie w kilku rodzajach. Każdy pewnie jadł już zupę dyniową, ale to warzywo jest świetne również w sałatkach, na surowo. Niezła sałatka z dynią była w menu lunchowym Sheratona - gdzieś ją przecież muszą kupować. To zainspirowało H. do odszukania dyni właściwej na sałatkę. Przesympatyczny sprzedawca podjął temat w mig i z miejsca zaproponował dynię makaronową. Uwierzyliśmy, że makaronowa sprawdzi się w sałatce i nie pożałowaliśmy. Co najlepsze nie musieliśmy kulać do domu globusa ważącego 5 kg, sprzedawca odkroił nam kawałek w sam raz na jeden obiad. Mając już dynię w siatce rozejrzeliśmy się dookoła żeby wpaść w warzywne uniesieni. Wielkie mięsiste liścia szpinaku jesiennego, które wyglądały prawie jak rabarbar, fioletowe i pomarańczowe kalafiory, piękne polskie gruszki, jarmuż... i chleb. Kupiliśmy dynię, szpinak, paprykę i chleb i profilaktycznie oddaliliśmy się od warzywniaka, bo przecież ktoś to będzie musiał potem jeść.




Drugie odkrycie straganowe to Zielony Bazar - produkty ekologiczne, reprezentowane przez Pana Marka i jego kozie sery z położonego 70 km na zachód od Poznania Lwówka. Co tu dużo mówić. W słoneczne przedpołudnie wyglądały pięknie, niektóre z nich jak świeże bochenki chleba o miodowej skórce. Jako, że byliśmy tuż przed wypłatą gotówki z bankomatu przed Restaurant Day, dysponowaliśmy całymi 30 pln. Poprosiliśmy zatem o zestaw serów za trzy dyszki. I tak na oko patrząc, zostaliśmy potraktowani preferencyjnie:) 


Pierwszy od lewej to kozi ser leżakowany w pigwie, następnie zawijany w kiszony liść morwy. Wyczuwalny świeży cytrusowy posmak, czyni z niego niezłego kompana do białych win. Ten obok, dojrzewał rok w piwnicy u Pana Marka. W środku orzechy włoskie. Wytrawny i dojrzały smak. Dzięki orzechowej nucie dobrze łączy się z czerwonym winem, szczególnie tym posiadającym moc leżakowania. Ten poniżej, to czysty kozi ser o zapachu, który dłuuugo się pamięta. Cóż jeśli ktoś pił wodę mineralną zuber to wie o czym mówimy. Nie sposób zajadać się nim solo, za to świetnie wyostrza i nadaje wyrazistego przełamania potrawom mącznym np. placuszkom z dyni. Naszym zdecydowanym faworytem był dojrzewający orzechowiec.

Zachęcamy serdecznie do wizytacji Rynku Bernardyńskiego. Na nasze smaki - warto i to bardzo. Może będąc wcześniejszej załapiecie się na jeszcze inne cuda. A tymczasem spójrzcie co przyrządziliśmy z sobotnich zdobyczy. Placuszki dyniowe (robi się je analogicznie do ziemniaczanych, a smak boski), szpinak podsmażony na maśle z czosnkiem (klasyka, ale ten szpinak!) i do tego obowiązkowo kozi ser. Pyszności. I nawet nam, mięsożercom, mięsa w tym dniu nie brakowało... Połączenie idealne.


Liczymy, że i Wy znajdziecie oryginalne smaki na Bernardyńskim, no i że podzielicie się Waszymi miejscami - gdzie kupić najlepsze składniki.

P.S. Dziękując Panu Markowi za promocję serową gorąco zachęcamy do zakupu jego frykasów. Jeśli nasze słowa Was nie przekonują to warto wiedzieć, że sery z Lwówka podaje się w topowych restauracjach w kraju od poznańskiej Ratuszovej i Sheratona, przez gdańskie Mercato (ta restauracja z hotelu Hilton zdobywa w tym roku po kolei wszystkie najważniejsze nagrody w kraju). Na koniec dygresja o serach Pana Marka - ponieważ można je skosztować również w Atelier Amaro - uznanej właśnie za najlepszą restaurację w stolicy (Best of Warsaw 2012). W Warszawie ostatnio przegryzał je w towarzystwie Modesta Wojciecha Amaro także Rene Redzepi z Kopenhaskiej Nomy - uważanej za najlepszą restaurację świata. Więcej o serach na ziemianinwkuchni.blox.pl 

1 komentarz:

  1. Oj tak, rynek bernardyński jest najlepszy! Próbowałam póki co sera Encantado, bo zachęcająco wyglądał i jestem nim zachwycona! Szkoda, że pan Marek nie przywozi mleka, którym częstowano na festiwalu Kuchnia Film Food Fest w Muzie,było wspaniałe. Koniecznie muszę jeszcze kiedyś się wybrać po chleb i warzywa. A właśnie- jak warzywa wyglądają cenowo? Są dużo droższe niż normalnie?

    Co do produktów regionalnych- spory wybór pyszności mają w Galerii Malta w każdy trzeci weekend miesiąca. Polecam szaszłyki z łososia ze śliwkami z Mosiny, pyszka! Ostatnio trafiłam też na chleb z ziemniakami, którego połowa została zjedzona w samochodzie po drodze do domu! (normalnie takie rzeczy się nie dzieją ;p) Nie spojrzałam niestety na nazwę producenta, ale wydaje mi się, że panie są co tydzień :)

    OdpowiedzUsuń