wtorek, 4 grudnia 2012

Śniadanie na mieście. #1. Blow Up Hall 5050

Prawie każda restauracja ma obecnie w swojej ofercie menu lub kilka propozycji lunchowych. A jak sprawa ma się ze śniadaniem na mieście? Ta odsłona kulinariów nie jest jeszcze zbyt popularna, przynajmniej w Poznaniu. Na zachodzie Europy, w Warszawie czy w Trójmieście śniadaniowa kuchnia kusi mieszczuchów na co dzień i od święta. Szybkie śniadanie, kawa i gazeta w drodze do pracy, spotkanie w interesach o godzinie 09:00 na mieście, rocznica czy randka w nietypowy sposób - przecież to wszystko pomysł na śniadania w restauracji.

Zaczynamy z górnej półki, ale zupełnie wyjątkowo i ekscytująco. Wierzcie nam - restauracja hotelowa w Blow Up Hall 5050 jest otwarta i potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć...ale po kolei.


Po przekroczeniu progu przywitał nas bufet. Niby standard, ale kilka pozycji robi wrażanie: chleb i bułki ultra świeże, bo wypiekane na miejscu, doskonałe jakościowe chorizo i totalnie slowfoodowy karczek wieprzowy (brzmi znacznie gorzej niż smakuje). Tuż obok szkocki łosoś w rozmarynie opruszony kawiorem, oczywiście wędzony na zimno. To tyle z konkretów. Oczywiście świeże warzywa (caprese, pomidor, ogórek) świeże owoce (sałatka z ananasa, winogron... oraz figi). Do tego selekcja jogurtów, płatków, serów, no a w podgrzewaczu czają się sadzone jajka. Hmm i to tyle? Trochę poczuliśmy się rozczarowani. Może nie spodziewaliśmy się złotej posypki na jogurtach, ale nic nas szczególnie nie zaskoczyło. Na szczęście zapytano nas czy życzymy sobie czegoś ekstra. No pewnie!  Ale co konkretnie możemy dostać? Frankfurterki? Jajecznicę? I tutaj usłyszeliśmy długą listę śniadaniowych propozycji z całego świata, od continental breakfast, przez śniadanie angielskie, amerykańskie, francuskie tosty, jaja po florentyńsku, jaja po benedyktyńsku... Poza tym usłyszeliśmy, że szef kuchni jest otwarty, by spełniać niestandardowe (patrz  każde) życzenia gości. Bez dodatkowych opłat. My postanowiliśmy dać Tomkowi Trąbskiemu wolną rękę. W odpowiedzi otrzymaliśmy propozycje spróbowania jajek po benedyktyńsku i tostów francuskich. Po chwili oczekiwania do stolika przybyły nasze małe śniadaniowe arcydzieła. Wrażenia wizualne - wow!


Zacznijmy może od jajek po benedyktyńsku. Jajka gotowane w koszulkach, podane na przysmażonych na oliwie truflowej mafinkach śniadaniowych z plastrem zgrilowanej gotowanej szynki. Całość polana świeżo przygotowanym sosem hollandaise (tradycyjnie, z żółtek, masła, odrobiny octu z białego wina i przypraw). Efekt, jak widać na zdjęciach, bardzo pozytywny. Szczególnie po przekrojeniu jajka na pół. Idealnie zcięte białko i wspaniale płynne żółtko. Najlepsze jajko jakie w życiu jedliśmy. Przeżycie godne wstąpienia do klasztoru.




Równie smaczne były tosty francuskie, czyli bułeczki śniadaniowe namoczone w jajkach i mleku, przysmażone na oliwie truflowej. Do tego kilka plastrów smażonego bekonu, świeżych malin i odrobina syropu klonowego. Połączenie może wydawać się dość awangardowe, jednak wszelkie wątpliwości znikają po pierwszym kęsie. Klasa sama w sobie. Brawo dla szefa kuchni.

Śniadaniowy bufet w Blow Up Hall 5050 to koszt 60 pln na osobę. Biorąc pod uwagę to, że oprócz jedzenia otrzymujemy przeżycie i inspirację, zdecydowanie warto pokusić się o taki wydatek. Podsumowując, wizyta udana. Może nie na co dzień, ale wydaje nam się, że każdy zasługuje żeby sobie takie święto sprawić, czy spotkać się biznesowo w tak sprzyjających warunkach.

W Poznaniu można zjeść dobre śniadanie, a teraz wiemy już gdzie zjemy wyśmienicie. A Wy macie jakieś sprawdzone miejsca? Bo my dopiero rozpoczynamy cykl śniadaniowy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz