sobota, 26 stycznia 2013

SMAK I KUKBUK


2013 rozpędza się na całego. Słychać już, że drugi numer magazynu SMAK się drukuje, więc czas najwyższy poświęcić kilka słów dwóm kulinarnym nowościom wydawniczym końcówki 2012. Zapewne są jeszcze tacy, którzy nie mieli okazji wziąć do ręki SMAKU i KUKBUKA, więc post nie będzie aż taki nie na czasie. Oba magazyny kupiliśmy jak tylko pojawiły się w Empiku. 144 strony SMAKU i 200 KUKBUKA leżały i kusiły, ale jakoś czasu brakowało, żeby tak przeczytać od deski do deski. Chociaż kukbukowy przepis na gęś przydał się bardzo. A gęś była wyborna! Tak czy inaczej przeczytanie magazynów znalazło się na liście priorytetów na styczeń 2013. Udało się, więc podsumowujemy.


SMAK pojawił się pierwszy. I dla nas miła niespodzianka, bo już na 10 stronie doceniono Białostocki Szlak Kulinarny, którego idea, wydawnictwa i początkowe działania to efekty naszej pracy (landbrand) dla miasta Białystok. Nie ma to jednak specjalnego wpływu na naszą opinię o magazynie, który broni się sam. KUKBUK pojawił się w grudniu. Oczekiwany z niecierpliwością przez miłośników kulinariów z pytaniem „jaki będzie?, podobny do SMAKU?” Nasza odpowiedź: jest inny. Ale inny nie znaczy gorszy, ani lepszy. Po prostu te gazety się różnią.

GRAFIKA.
SMAK. Oszczędna, niedosłownie kulinarna, okładka, podpowiada, że SMAK to gazeta lifestajlowa. A co w środku? Dobry papier, który sprawia, że mamy przyjemne odczucia dotykowe. Może nie wszyscy zwracają na takie detale uwagę, my tak. Gruby papier eko to dla nas duży plus. Dobrze trzyma się tę gazetę w rękach. I nie chce się jej odkładać. Ale to nie tylko przez papier. Dobry jest też skład graficzny. Tak ogólnie. A w szczególności skład na stronie 8 i 9 - ZUPA KOŹLARZY i schemat kanapki na 73. Poza tym fajnie dobrane czcionki, które sprawiają, że gazeta „się czyta”. Dużo i duże zdjęcia to znany trend w magazynach lifestajlowych i tutaj też je znajdujemy. Jak dla nas trochę za dużo i trochę za duże, ale rozumiemy ten zamysł. Co jeszcze? SMAK jest lekko mroczny, przefiltrowany. Taka stylistyka, jednym się podoba, innym nie. Moim zdaniem to dobry wyróżnik na polskim rynku wydawniczym.


KUKBUK. Na pierwszy rzut oka – ciekawy, nieco większy od A4, format. Niektórzy mówią, że za duży, żeby włożyć do torby i mieć go pod ręką. Mi się podoba. Podobnie jak w SMAKU okładka zdaje się zdradzać czego można się spodziewać dalej. A co na okładce? Gęś. Upieczona. Pięknie prezentowana przez elegancko ubraną kobietę, która stanowi jedynie tło.  I taki właśnie w moim odczuciu jest KUKBUK. Po pierwsze jedzenie i przepisy, po drugie lifestyle. Ale to drugie wynika z pierwszego. Idąc dalej w stronę graficzno - techniczną. Papier kredowy, choć kojarzy się z powszechnością i właściwie stosowany jest w większości magazynów wszelakich, a my jakoś nie pałamy do niego głębokim uczuciem, pasuje do KUKBUKA. Do delikatnej, nowoczesnej typografii i fotografii, które w założeniach mają być jasne i ostre, bez filtrów, prawdziwe. Skład czytelny, zdjęcia apetyczne. Aż chce się coś zjeść.



TEMATYKA.
SMAK. Ciekawostki, nowostki, trochę designu. Polska i świat przemieszane. Trochę też swojsko, a swojsko jest modnie i offowo, a to wydaje się być ważne w SMAKU. Lekko rozkołysany wywiad z Dwurnikiem, rozkładówkowa kolacja na dachu z sarną w roli głównej (gdzie tak można?), opowieść o spożywaniu będącego pod ochroną trzandla, nadają magazynowi określony styl. Jedni się w nim odnajdą, inni nie. Mi bardziej w smak trafił przepis na kanapkę z serem provolone (tylko gdzie go kupić?), karmelizowaną cebulą, polędwicą wołową i ziemniakiem, historia barszczu z mieszanką 37 ziół rodem z SGGW i ranking win, ocenianych na podstawie etykiet. Przewrotnie i z pomysłem. Bardzo fajne fotostory o kuchniach i ich właścicielach zadowoli tych, którzy lubią „podglądać”. Są także stałe rubryki (jeśli tak można mówić w kontekście pierwszego numeru ): okruchy czyli aktualności i nowości z kulinarnego podwórka, restauracje – recenzje lokali z Polski i Europy nawet,  a także recenzje i opisy książek i filmów. Podtrzymuję, że SMAK to gazeta lifestajlowa, choć wprawne oko znajdzie także przepisy. Z pierwszym numerem zjemy i śniadanie i obiad i deser. Ktoś policzył i przepisów jest ponad 30. 



KUKBUK. Bardzo fajny podział magazynu i jednocześnie spisu treści na śniadanie, obiad i kolację. I w tym rytmie ułożone są treści. Oryginalnie. Najpierw trzy propozycje śniadaniowe znanych blogerek kulinarnych, potem artykuł o planowaniu zakupów, czekoladzie pitnej - idealnej do wypicia przed południem, potem bardzo fajne odkrycie japońskich bento, jako propozycji zdrowych lunchy w rozplanowaniu na cały tydzień, rzecz o nalewkach, cydrze lodowym  i przechodzimy do obiadu czyli konkretów. Bardzo czytelny podział. Podoba mi się.


Śmiało można powiedzieć, że KUKBUK – jak sama nazwa wskazuje, to książka kucharska. Przepisów jest moc. Wszystko udokumentowane, obfotografowane. Może mniej zaskakujący skład niż w SMAKU, ale aż chce się gotować. Sami jesteśmy najlepszym tego przykładem. Artykuł Po robocie zachęcił nas do eksperymentu z gęsiną. Przepis prościuteńki, składniki ogólnodostępne, gęś pyszna. A do tego chutney ze śliwek (przepis na kolejnej stronie) i świąteczny obiad był hitem. Oprócz przepisów można także poczytać. Świetnie rozebrana gęś czyli kilka słów o tym na co przydadzą się jej różne elementy, ciekawie przedstawione sylwetki kucharzy warszawskich, propozycje lektury kulinarnej (bardziej popularnej niż w SMAKU) i bardzo fajny felieton Macieja Nowaka o ekofrajerach. Ponadto, interesująco przedstawiona odpowiedź na pytanie "Skąd przypłynęła Twoja świąteczna kolacja? i skórki w różnych odsłonach. Ostatnia strona czyli kukbukowa OSTATNIA WIECZERZA  to rzecz o posiłku marzeń szefów kuchni, którzy – jak na ironię, na co dzień nie mają czasu na przygotowywanie jedzenia dla siebie. W pierwszym numerze rozmarzony Robert Trzópek z Tamka 43.




REKLAMY.

SMAK. Skrzętnie ukryte, dyskretne. Na pierwszy rzut oka wydaje się wręcz, że to gazeta bez reklam. Oprócz tylnej okładki. A one naturalnie wpisały się w skład i mam wrażenie, że w treść także. I nic w tym złego. Ktoś musi się przecież do wydawnictwa dołożyć, oprócz czytelników rzecz jasna. Jeśli uda się taki trend utrzymać i nie pogrążyć się finansowo to gratulacje i duży plus dla SMAKU.

KUKBUK. Reklamy są i się nie ukrywają. Samochody, perfumy, płyn do mycia naczyń, artykuły dla dzieci, herbata, telewizory i wszystko czego dusza zapragnie. Chociaż może nie dusza, a producenci. Trochę za dużo. I trochę to przeszkadza i nie pozwala zapomnieć, że ktoś chce nam coś ciągle sprzedawać. Nasze zespołowe zdanie w tym temacie jest podzielone. Bo są tacy, którzy mówią – są reklamy, są pieniądze, są możliwości rozwoju, jest dobrze. Jakby jednak udało się bardziej tematycznie reklamodawców dobrać, byłoby chyba wszystkim przyjemniej.

CENA.
O cenach krótko i wspólnie. Oba magazyny to dwumiesięczniki. Ceny zatem nie są porażająco wysokie, choć odczuwalne. W czysto matematycznym porównaniu KUKBUK wygrywa. Może jednak reklamy robią swoje?
SMAK. 22 PLN. Prenumerata:  80 PLN za 4 numery, czyli 20 pln za jeden numer.
KUKBUK. 15 PLN. Prenumerata:  65 PLN za 5 numerów, czyli 13 pln za jeden numer.

KUKBUK i SMAK różnią się i uzupełniają. Bez wątpienia to dwie ciekawe propozycje na kulinarnym rynku wydawniczym, który do tej pory radził sobie za pomocą skandynawskiego formatu FOOD&FRIENDS. Innych magazynów kulinarnych nie było. Teraz mamy trzy. I każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. My zdecydowaliśmy się zaprenumerować KUKBUKA, ale bacznym okiem będziemy śledzić też SMAK i smakowe audycje w radiu PIN. Trudno jednoznacznie opowiedzieć się za jednym albo za drugim magazynem.  

A na koniec anegdotka. Na listopadowym Urban Markecie w Warszawie były stoiska SMAKU i KUKBUKA. SMAK tuż obok magazynu ZWYKŁE ŻYCIE i książek kulinarnych prezentował nowe, świeżutkie wydanie, a KUKBUK wraz z kulinarnymi pasjonatami serwującymi własne potrawy promował się poprzez stoisko jedzeniowe. Ktoś powie, że ratowali się jak mogli, bo ich gazeta jeszcze wtedy nie ukazała się drukiem i jakoś chcieli wybrnąć. Ok, pewnie jest to racja.Jednak po lekturze wydaje się, że KUKBUKOWI bliżej do jedzenia, a SMAKOWI do mówienia o jedzeniu. I nic w tym złego. Zobaczymy jak będą prezentowały się kolejne numery, a póki co zachęcamy do lektury, bo warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz