Do dyspozycji gości
oddane są trzy sale: jedna na parterze oraz dwie w piwnicy budynku. My
wybraliśmy stolik w nieco mniejszej, ale i odrobinę bardziej widnej sali parterowej.
Wystrój idealnie oddaje tu ducha lokalu – jest więc elegancko, nieco
tradycyjnie; na stołach nieskazitelnie czyste obrusy i świeże kwiaty, dookoła
sporo ciemnego drewna. Pozostałe wnętrza Ratuszovej w podobny sposób utrzymują
motyw przewodni, dodając jednocześnie swoje własne, unikatowe elementy – i tak
jedna z sal w piwnicy jest nieco bardziej ‘staropolska’, elegancka, z ciekawymi
malowidłami na ścianach; druga – bardziej nieformalna, z barem i przytłumionym
oświetleniem. Każdy znajdzie więc tutaj coś co trafi w jego gusta, czy to przy
okazji oficjalnego spotkania, romantycznej randki czy luźniejszego wyjścia ze
znajomymi.
Równie zaskakujące jest
menu Ratuszovej. Podstawą na bazie której szef kuchni Paweł Grygier tworzy
swoje kreacje jest oczywiście kuchnia polska w wykwintnym, mieszczańskim
wydaniu, wzbogacona jednak tu i ówdzie o smaki kuchni międzynarodowej i
nowoczesne techniki, znane chociażby miłośnikom kuchni molekularnej. Szefowi
kuchni należą się spore oklaski za stworzenie niebanalnych dań, umiejętnie
łączących różne wpływy z zachowaniem ducha tradycyjnej kuchni polskiej. Nie ma
mowy o sztuce dla sztuki – każdy składnik i zastosowana technika jest
przemyślana i tworzy interesujący element kulinarnej układanki. Dodatkowo Szef
Paweł wykazał się wielką otwartością uchylając przed nami rąbka kulinarnej
tajemnicy – dzięki temu dane nam było przedpremierowo spróbować kreacji, które
już niebawem mają szansę znaleźć się w menu.
Na przystawkę zamówiliśmy
właśnie dwa dania przedpremierowe: polędwicę wołową po angielsku gotowaną w
rewelacyjnej technice sous-vide (czyli w niskich temperaturach) z musem
marchewkowo-pomarańczowo-paprykowym, karmelizowaną czerwoną cebulką, pianką
parmezanową oraz emulsją z kolendry oraz krewetki scampi z puree z korzenia
pietruszki podane z ziołowymi pomidorkami i emulsją z pietruszki. Obie kreacje
podane w bardzo interesujący, nowoczesny sposób.
Smak polędwicy wołowej
doskonale współgra z ‘molekularną’ pianką parmezanową. Ciekawy, słodko-pikantny
smak musu marchewkowego w interesujący sposób dopełnił całości.
Druga z propozycji, nieco
lżejsze i bardziej kobiece krewetki, również bardzo przypadły nam do gustu.
Zaskoczeniem było puree z korzenia pietruszki – nie do końca wiedzieliśmy czego
się spodziewać, jednak połączenie ze scampi i pomidorkami ziołowymi zagrało
pysznie.
Po wstępie czas na dania
główne. Zdecydowaliśmy się na jedno danie niedostępne jeszcze w karcie:
sandacza z kremową kapustą włoską, bekonem, solirodem oraz kapeluszami z
prawdziwka podanymi z jajkiem przepiórczym i pyłkiem z borowika oraz
‘sztandarową’, dostępną na co dzień w menu polędwiczkę wieprzową z sosem
śmietanowo–grzybowo–rozmarynowym ułożoną na plackach rosti (placki z grubo
startych ziemniaków z dodatkiem masła, parmezanu i specjalnie dobranej
mieszanki przypraw), serwowaną z gotowanymi na parze warzywami.
Sandacz był doskonale
przygotowany, kruchy, delikatny i, przede wszystkim, pyszny, szczególnie w
akompaniamencie kremowej kapusty włoskiej. Kropkę nad i postawiło połączenie
grzybów (w formie kapeluszy i molekularnego pyłku) i ugotowanych na miękko
jajek przepiórczych. Ogółem – przemyślane i smakowite danie.
Polędwiczka wieprzowa
była chyba najbardziej tradycyjną i konwencjonalną kreacją jakiej spróbowaliśmy
tego dnia. Mięso soczyste, delikatne; ziemniaki rosti doskonale zagrały z
kremowym sosem. Widać, że szef kuchni Paweł ma nosa do udanych kompozycji.
Na deser – znów
połączenie przedpremierowych i już dostępnych kreacji. Zamówiliśmy mus
czekoladowy z lodami orzechowymi i pudrem z białej czekolady (w menu już
niebawem) oraz zmrożone owoce z ciepłym sosem z białej czekolady.
Pierwsze wrażenie – wow! Dawno nie widzieliśmy tak wizualnie stymulujących
deserów. Smak obu kreacji dorównał wyglądowi.
Mus z belgijskiej
czekolady nie przytłaczał słodkością, nawet w połączeniu z lodami orzechowymi.
Całości wrażeń dopełniła słodka, perłowa klatka, w której szef kuchni zamknął
kilka płatków róży. Zegarmistrzowska precyzja! Jeśli szukacie deseru który
zaimponuje Waszej drugiej połówce – właśnie go znaleźliście ;)
Mimo że ciężko stanąć w
szranki z czekoladowym musem, to zmrożone owoce poradziły sobie wyśmienicie.
Smakowite czereśnie, maliny, borówki świetnie sprawdziły się w połączeniu z
ciepłym sosem z białej czekolady.
Podsumowując, wizytę w
Ratuszovej zdecydowanie uznajemy za udaną. Zaserwowane przedpremierowo kreacje
sprostały naszym wysokim oczekiwaniom. Na pewno nie raz wrócimy na Stary Rynek
do kamienicy numer 55. W międzyczasie polecamy Wam samodzielnie sprawdzić co
czeka w Ratuszovej – zarówno wśród już dostępnych dań, jak i tych które w menu
pojawią się za kilka tygodni. Świetną okazją ku temu by odwiedzić Ratuszovą
będzie otwarcie ogródka na płycie Starego Rynku, które będzie miało miejsce już
na początku kwietnia.