Samo przekroczenie progu Hugo
zapowiadało przyjemny wieczór. Delikatna muzyka, prawie wszystkie stoliki
zajęte przez zadowolonych gości. To co miało pojawić się na talerzach było nam
znane z podstawowych składników dania. Co się za nazwami kryło było
niespodzianką. Jak się okazało, bardzo miłą niespodzianką. Ale po kolei.
Niewątpliwie bardzo ważną dla nas osobą tego wieczoru, obok Dominika Narlocha, szefa kuchni Hugo, był Paweł - nasz kelner i somellier. Z dużym zaangażowaniem opisywał składniki, sposób przygotowania potraw oraz dobór wina. Był naszym przewodnikiem przez cały wieczór.
Powitano nas pieczywem własnego wypieku. Do wyboru chleb pszenno-żytni na zakwasie z orzechami włoskimi, bułeczki z parmezanem i bułeczki pszenna. Do tego masło palone i masło z boczkiem. Pieczywo podane na ciepłej brzozowej desce, masła na zimnym łupku. Wyglądało i smakowało świetnie. Jak się później okazało masło palone podbiło serca wielu gości obecnych tego dnia w Hugo.
Dorsz|Gorczyca|Ziemniak
Nie trzeba było długo czekać na
pojawienie się pierwszego amuse bouche. Na korze zaserwowano policzki z
grenlandzkiego dorsza ułożonego na chipsie chlebowym, okraszonym siankiem z pora i kapką
sosu majonezowego. Chrupnęło… i rozpłynęło się w ustach. Smak delikatny, lekko
wędzony, kremowy pozostał jako miłe wspomnienie pierwszego preludium do Tasting
Menu w Hugo Restaurant.
Przepiórka|Cebula|Czarna Trufla
Drugi amuse to mistrzowska zabawa smakiem jajka i wariacja nt. tego czym może być cebula. W efekcie przeżyliśmy kulinarne uniesienie na miarę dekady. Ten akord przygotowany przez Dominika Narlocha był czystą poezją smaku. W ramach dania na jeden kęs zaserwowano jajko przepiórcze gotowane 45 minut w 630C czyli o kremowej i jednolitej konsystencji białka i żółtka. Coś na wzór „perfect egg”. Jajko znajdowało się w łódeczce z cebuli, która to z koleji ułożona była na cebulowym crumble. Kompozycję wieńczyła pasta z czarnej trufli, a bazą było consomee (esencjonalny bulion) z cebuli serwowany przy stole przez kelnera. Słodycz i aksamit przepiórczego żółtka w połączeniu z akordami cebulowymi, zakończonymi słonością i taninowością trufli. Przyznaje, że moje kubki smakowe eksplodowały i utuliły się najmilszym smakiem. To był jeden z najsmaczniejszych kęsów w życiu. Coś co pamięta się na zawsze. Coś co zapisuje się w pamięci tak głęboko niczym wspomnienie dziecięcych fantastycznych smaków pomidora prosto z krzaka w ogródku u babci czy pierwszego łyka najlepszych whisky single malt i innych kulinarno-metafizycznych przeżyć.
Od tego momentu na naszym stole
pojawiały się dania z parze z winami zarekomendowanymi przez Pawła. Smak kuchni
włoskiej przypomniało nam linguine z krabem, pianką z wasabi, ziołem
musztardowca, crumble z orzechów włoskich i ogórkiem skrojonym niczym nitka makaronu linguine. Całość przepysznie
śmietanowa. Danie o słusznej gramaturze i dobrze wywarzonym smaku orbitującym
wokół owoców morza i śmietankowego makaronu. Akompaniujący mu Riesling Mosel był
dobrym odświeżeniem i zamknięciem kompozycji.
Śledź| Wędzone Ziemniaki| Migdały
Śledź| Wędzone Ziemniaki| Migdały
Kolejne danie zbudowało
połączenie smakowe Pomorza i Kaszub z Tatrami. Mowa o śledziach smażonych i marynowanych po kaszubsku, którym towarzyszyły gnocchi z wędzonych ziemniaków i oscypka. Składniki te
podano na puree z migdałów i czosnku. Danie ubierała rukiew wodna i oliwa
ziołowa. Do tego: białe włoskie Peccorino. Danie bardzo trafione, oparte na smakach polskich regionów, świetnie
zbalansowane smaki dymne (ziemniak, oscypek), lekko kwaskowe (śledź) oraz
słodkie (migdały).
Wołowina I Dashi I Por I Pomidor
Danie to było najbardziej kontrowersyjnym
w całym zestawie. W ramach wołowiny bowiem pojawiły się serca cielęce
confitowane przez 24 godziny w temperaturze 790C. Mięso miało
strukturę i delikatność gdzieś między combrem sarnim a rostbefem. W daniu tym
pojawiało się zarówno puree z pora, jak i opalane porowe krążki. Smak
dopełniała konfitura z pomidorów oraz tarte żółtko. Podstawą, na której Dominik Narloch zbudował
smak był japoński, własnoręcznie przygotowany przez kucharzy z Hugo
esencjonalny, bulion Dashi. Wienem, które dedykowano tej pozycji była
portugalska Santa Vitoria Reserva 2011. Całość wprost doskonała. Chyba, że nie
jesteście miłośnikami podrobów.
Menu degustacyjne składało się z 9 coursów czyli przed nami jeszcze trzy pozycje. Miało to swoje dobre strony (niezapomniane wrażenia smakowe), jak i zagrożenia (świąteczny wymiar jedzenia). Dobra rada: na Menu Degustacyjne do Hugo Restaurant należy przyjść głodnym. Porcje są zróżnicowane wielkościowo, ale całość z pewnością zaspokoi głód nawet największego łasucha. W szczególności kiedy przed nami pojawi się ligawa cielęca.
Cielęcina|Jabłko|Seler|Orzechy
Ligawa była kolejnym wiruozowskim
daniem tego wieczora. Oczywiście każdy ma swój kulinarny gust i nie sposób
trafiać w niego na 150% każdym daniem. Ja czułem się w pełni zaspokojony
sercami, za to Paula czuła pewien
niedosyt. Ligawa z plastrami selera, puree z pumpernikla w towarzystwie kleksów
z pieczonego jabłka oraz slicami z rzodkwi podbiła jej podniebienie. Ja wspominałem
jeszcze poprzednią pozycję. Wybór wina – trafiony, choć jak dla mnie już nie
tak fenomenalnie, jak w poprzedniej pozycji.
Limonka|Imbir
Nadeszła pora na deser. A w
zasadzie na pre dessert. Niewielka miseczka z lodami imbirowymi z sokiem z
limonki zrobiła na nas dobre wrażenie. Oczyściliśmy kubki smakowe w
oczekiwaniu na deser.
Pomarańcza|Oliwka|Marchewka
Set degustacji zamknął deser,
którego jedyną wadą była późna pora spożywania (ok. 23.00). Kompozycja ciasta na
bazie marchewki, ułożonego na puree z krwistej pomarańczy z kawowym crumble i
lodami z czarnych oliwek to znowu smak, który wszedł wprost do panteonu moich
kulinarnych wspomnień. Dla Pauli sorbet z oliwek wydawał się odrobinę zbyt
odważnym eksperymentem i zasugerowała, że bardziej sprawdziłaby się tu gorzka
czekolada. Ciasto marchewkowe i kawowy crubmle – idealne.
Podsumowując. Degustacyjne soboty w Hugo to must eat dla każdego smakosza z Wielkopolski (i nie tylko). Cena 150 pln za wymieniony set bardzo adekwatna.Wspomnienia bezcenne. Atmosfera w restauracji ciepła, serdeczna wręcz rodzinna. Na sali przez całą sobotę można było spotkać Dominika Narlocha, chefa Hugo Restaurant, który z każdym z gości omawiał smaki swoich kompozycji i dzielił się kulinarnymi fascynacjami. Polecamy!