Jeśli czujecie, że czegoś Wam tej jesieni zabrakło, a nie
byliście jeszcze w NIFTY No 20 na jesiennym menu to z pewnością Wasza kulinarna
intuicja ma racje. Jedliście już risotto grzybowe, krem dyniowy, czy domowej roboty frytki i
pączka serowego? Jeśli nie próbowaliście
choćby jednego z wymienionych dań to znak, to znak, że zanim pomyślicie o
karpiu, barszczach i innych świąteczno – wigilijnych potrawach musicie
koniecznie odwiedzić restaurację na ul. Żydowskiej pod numerem 20. My spróbowaliśmy dań serwowanych w ramach jesiennej karty tego lokalu i rekomendujemy Wam je bez wyjątku. Choć kilka z jeszcze większym przekonaniem.
Zacznijmy od początku. Nifty No20 to powiew świeżości na poznańskim rynku
gastronomicznym. W końcu lokal, który niczego nie udaje, ma swoją klasę. Ale po
kolei. Mieć klasę to dla nas znaczy mieć swój niepowtarzalny styl. Zarówno w
wystroju jak i w kreacjach menu nie starać się być tak bardzo na czasie i na
luzie, że na nic fajnego nie starcza już siły. Dla nas Nifty niczego nie udaje
– jest fajne, smaczne – jest sobą. Można
by nawet powiedzieć jest „nifty” – bo to angielskie słówko ma swoje znaczenie.
W slangu jest to zdrobnienie od „magnificent” czyli wspaniałe, ekstra…ale na
luzie.
Wystrój wnętrza jest
niezobowiązująco „casualowy”, ale w wykończeniu użyto tylko najwyższej klasy
materiałów. Dzięki temu mamy elegancję i miłą „domową” atmosferę. Co sprawie, że na Żydowskiej chętnie udamy
się na biznesowy lunch jak również na weekendowy familijny wypad no i
oczywiście na piątkową noc. To z rzadka spotykana mieszanka, która akurat nam
przypadła wyjątkowo do gustu.
Od strony kulinarnej stery w lokalu trzyma dobrze znany
poznańskim foodies Chef Kuba Ignyś. Niegdyś
dobrze znany ze swojego zamiłowania do kuchni molekularnej, obecnie przeszedł w
rejony autorskiej prostoty. Filozofią Jakuba, który tworzył koncepcją kulinarną
lokalu Nifty No 20 było oczarować gościa prostotą. W menu znajdują się dania
bazujące na nieprzetworzonych składnikach. Znakomita większość pozycji w karcie
to potrawy od a do z przygotowane na miejscu. Mowa tutaj nie tylko o wypiekaniu
pieczywa, ale także wędzeniu szynek, robieniu kiełbas, frytek czy marynowaniu
łososia.
Co zauroczyło nas w jesiennej karcie? Na początku był łosoś.
Niby każdy z nas – zna i jada łososia. Ale ta szlachetna ryba stała się trochę
„pływającym kurczakiem”. To znaczy, że w dyskontach kupimy hodowlanego łososia,
który nie jest tak smaczny i zdrowy jak jego dziki odpowiednik. W Nifty No20
dostajemy dziką rybę przyrządzoną na
staro-skandynawski sposób a la gravlax. Oznacza to, że surowa ryba została
zamarynowana z użyciem cukru, kopru, odrobiny alkoholu i buraczków. Chef Ignyś
podał rybę z kostką z buraczków. Do nas prostota przemówiła. Tak lubimy
gravlaxa z Nifty i możemy jeść go na
śniadanie, obiad i kolację. Spróbujcie koniecznie jako przystawkę przed daniem głównym lub super akompaniament
do napojów alkoholowych (Nifty to również świetne miejsce na takie spotkania).
Do Nifty należy wpadać nie tylko na dobrą kuchnię, ale także
ze względu na pomysłowe koktajle i nalewki. Nam udało się spróbować Krwawej Mery
przygotowanej na domowej nalewce chrzanowej. Zarówno smak i jak i forma podania
w pełni korespondują z kuchnią Jakuba. Prostota i dopracowanie plus
pomysł. Warto dodać, że koktajl zamiast
„parasolki” ozdobiony był jadalnym chipsem z bekonu. Całość mniam. Barman nalał
nam do degustacji również nalewki na …. gumie balonowej. Ku naszemu zaskoczeniu smak był zaskakująco
przyjemny, aż chciało się więcej. Nalewki, które serwuje się w barze Nifty No
20 to autorskie kreacje, które zmieniają się sezonowo jak karta dań w
restauracji.
Po zaostrzeniu apetytu starterem i koktajlem przyszedł czas na ciepły konkret
czyli jesienną klasykę – zupę dyniową.
Krem Chefa Ignysia prezentował dynię w całej rozciągłości smakowej. Po pierwsze
baza czyli krem z dyni był przyjemnie zbalansowany między kwaskowością a
słodyczą. Zawdzięczał to dodatkowi pomarańczy, która nadaje ciekawy smak nieco mdłemu i nijakiemu
korbolowi. Po wtóre dynia pojawiła się
także w formie oliwy z pestek, która
wprowadziła przyjemną orzechową nutę. Sympatycznym przerywnikiem były
prażone pestki z dyni, słodkie w smaku, o chrupkiej teksturze urozmaicały
danie. W skali naszych dyniówek to na pewno jedna z lepszych. Obecnie równie
ciekawe kremy z korbola można spotkać
chyba jedynie w Fidze i Bazarze.
Kolejną jesienną potrawą było Risotto z grzybami leśnymi,
które podano nam w niecodziennym naczyniu – słoiku. To chyba najlepsze rozwiązanie,
żeby zaprezentować pełnię wdzięku tego dania. Dzięki przeźroczystym ściankom
możemy docenić jego strukturę i
nacieszyć się kolorami jesieni. Smakowo Risotto było pełne aromatu leśnych
grzybów, które podzieliły się smakiem i zapachem z ryżem arborio. Ryż ugotowany
tak jak należy – al dente. Do tego nieco parmezanu i już. Jedyną dekoracją był rozwinięty kiełek
groszku. Po co więcej? Prosto – po raz kolejny znaczyło bardzo smacznie.
Zdecydowaliśmy się jeszcze na spróbowanie dwóch dań –
angielskiej klasyki czyli Fish & Chips oraz hitu ostatnich lat czyli
domowego burgera.
Może najpierw o
rybie. Niby ryba morska w Poznaniu nie może być wyjątkowa, szczególnie jeśli
mówimy o dorszu w panierce. Tymczasem okazało się, że panierka ma znaczenie.
Ta, którą przygotował Chef Kuba była kwintesencją słodyczy i chrupkości. Dorsz,
który został w niej przygotowany po prostu rozpływał się w ustach. Nasza
recenzja – chwilo trwaj. My poprosiliśmy jedynie o porcję degustacyjną,
tymczasem w regularnej karcie ta pozycja ma wprost ogromne rozmiary. Warto
zmierzyć się z tym daniem.
Z frytkami sprawa ma się na tyle dobrze, że pasują także do
hamburgera. Więc nawet jeśli nie macie ochoty na rybę to jest szansa
spróbowania ich przy okazji innego dania. Burgery w Nifty No 20 nie są dziełem
przypadku. Powstają w 100% na miejscu. Kuba sam dobiera odpowiednią wołowinę,
którą następnie przygotowuje od A do Z. Podobnie sprawa się ma z wypiekanymi na
miejscu bułeczkami. Po raz kolejno mniej znaczy więcej. Świeżość i prostota
bronią się same.
W sumie można powiedzieć, że Nifty No 20 to lokal, który
wniósł do poznańskiej oferty kulinarnej coś szczególnego. Smak i wystrój w
pełni współgrają ze sobą, tworząc mieszankę tak niewymuszoną i naturalną, że
trudno nie poczuć się tutaj jak u siebie. Aż trudno uwierzyć, że lokal działa
jedynie kilka miesięcy, w szczególności, kiedy rozejrzymy się wokoło. To jedno
z tych niewielu miejsc, w Poznaniu, w
których o każdej porze jest sporo gości. A to chyba najlepsza
rekomendacja.
Ceny:
- Krem z dyni, pestki, oliwa dyniowa - 12 pln
- Risotto grzybowe, parmezan - 26 pln
- Dorsz w panierce, frytki domowe, sos tatarski - 35 pln
- Burger wołowy, domowe frytki - 32 pln
- Mus czekoladowy, żurawina, banany, orzechy - 17 pln
- Pączki serowe, cukier puder - 12 pln