2013 rozpędza się na całego. Słychać
już, że drugi numer magazynu SMAK się drukuje, więc czas najwyższy poświęcić
kilka słów dwóm kulinarnym nowościom wydawniczym końcówki 2012. Zapewne są
jeszcze tacy, którzy nie mieli okazji wziąć do ręki SMAKU i KUKBUKA, więc post
nie będzie aż taki nie na czasie. Oba magazyny kupiliśmy jak tylko pojawiły się
w Empiku. 144 strony SMAKU i 200 KUKBUKA leżały i kusiły, ale jakoś czasu
brakowało, żeby tak przeczytać od deski do deski. Chociaż kukbukowy przepis na
gęś przydał się bardzo. A gęś była wyborna! Tak czy inaczej przeczytanie
magazynów znalazło się na liście priorytetów na styczeń 2013. Udało się, więc
podsumowujemy.
SMAK pojawił się pierwszy. I dla
nas miła niespodzianka, bo już na 10 stronie doceniono Białostocki Szlak
Kulinarny, którego idea, wydawnictwa i początkowe działania to efekty naszej
pracy (landbrand) dla miasta Białystok. Nie ma to jednak specjalnego wpływu na
naszą opinię o magazynie, który broni się sam. KUKBUK pojawił się w grudniu. Oczekiwany
z niecierpliwością przez miłośników kulinariów z pytaniem „jaki będzie?,
podobny do SMAKU?” Nasza odpowiedź: jest inny. Ale inny nie znaczy gorszy, ani
lepszy. Po prostu te gazety się różnią.
GRAFIKA.
SMAK. Oszczędna, niedosłownie kulinarna, okładka, podpowiada, że
SMAK to gazeta lifestajlowa. A co w środku? Dobry papier, który sprawia, że
mamy przyjemne odczucia dotykowe. Może nie wszyscy zwracają na takie detale
uwagę, my tak. Gruby papier eko to dla nas duży plus. Dobrze trzyma się tę
gazetę w rękach. I nie chce się jej odkładać. Ale to nie tylko przez papier.
Dobry jest też skład graficzny. Tak ogólnie. A w szczególności skład na stronie
8 i 9 - ZUPA KOŹLARZY i schemat kanapki na 73. Poza tym fajnie dobrane
czcionki, które sprawiają, że gazeta „się czyta”. Dużo i duże zdjęcia to znany
trend w magazynach lifestajlowych i tutaj też je znajdujemy. Jak dla nas trochę
za dużo i trochę za duże, ale rozumiemy ten zamysł. Co jeszcze? SMAK jest lekko
mroczny, przefiltrowany. Taka stylistyka, jednym się podoba, innym nie. Moim
zdaniem to dobry wyróżnik na polskim rynku wydawniczym.
KUKBUK. Na pierwszy rzut oka – ciekawy, nieco większy od A4, format.
Niektórzy mówią, że za duży, żeby włożyć do torby i mieć go pod ręką. Mi się
podoba. Podobnie jak w SMAKU okładka zdaje się zdradzać czego można się
spodziewać dalej. A co na okładce? Gęś. Upieczona. Pięknie prezentowana przez
elegancko ubraną kobietę, która stanowi jedynie tło. I taki właśnie w moim odczuciu jest KUKBUK.
Po pierwsze jedzenie i przepisy, po drugie lifestyle. Ale to drugie wynika z
pierwszego. Idąc dalej w stronę graficzno - techniczną. Papier kredowy, choć
kojarzy się z powszechnością i właściwie stosowany jest w większości magazynów
wszelakich, a my jakoś nie pałamy do niego głębokim uczuciem, pasuje do
KUKBUKA. Do delikatnej, nowoczesnej typografii i fotografii, które w
założeniach mają być jasne i ostre, bez filtrów, prawdziwe. Skład czytelny,
zdjęcia apetyczne. Aż chce się coś zjeść.
TEMATYKA.
SMAK. Ciekawostki, nowostki, trochę designu. Polska i świat
przemieszane. Trochę też swojsko, a swojsko jest modnie i offowo, a to wydaje
się być ważne w SMAKU. Lekko rozkołysany wywiad z Dwurnikiem, rozkładówkowa
kolacja na dachu z sarną w roli głównej (gdzie tak można?), opowieść o
spożywaniu będącego pod ochroną trzandla, nadają magazynowi określony styl.
Jedni się w nim odnajdą, inni nie. Mi bardziej w smak trafił przepis na kanapkę
z serem provolone (tylko gdzie go kupić?), karmelizowaną cebulą, polędwicą wołową
i ziemniakiem, historia barszczu z mieszanką 37 ziół rodem z SGGW i ranking
win, ocenianych na podstawie etykiet. Przewrotnie i z pomysłem. Bardzo fajne
fotostory o kuchniach i ich właścicielach zadowoli tych, którzy lubią
„podglądać”. Są także stałe rubryki (jeśli tak można mówić w kontekście
pierwszego numeru ): okruchy czyli aktualności i nowości z kulinarnego
podwórka, restauracje – recenzje lokali z Polski i Europy nawet, a także recenzje i opisy książek i filmów.
Podtrzymuję, że SMAK to gazeta lifestajlowa, choć wprawne oko znajdzie także
przepisy. Z pierwszym numerem zjemy i śniadanie i obiad i deser. Ktoś policzył
i przepisów jest ponad 30.
KUKBUK. Bardzo fajny podział magazynu
i jednocześnie spisu treści na śniadanie,
obiad i kolację. I w tym rytmie ułożone są treści. Oryginalnie. Najpierw
trzy propozycje śniadaniowe znanych blogerek kulinarnych, potem artykuł o
planowaniu zakupów, czekoladzie pitnej - idealnej do wypicia przed południem,
potem bardzo fajne odkrycie japońskich bento,
jako propozycji zdrowych lunchy w rozplanowaniu na cały tydzień, rzecz o
nalewkach, cydrze lodowym i przechodzimy
do obiadu czyli konkretów. Bardzo czytelny podział. Podoba mi się.
Śmiało można powiedzieć, że KUKBUK –
jak sama nazwa wskazuje, to książka kucharska. Przepisów jest moc. Wszystko udokumentowane,
obfotografowane. Może mniej zaskakujący skład niż w SMAKU, ale aż chce się gotować.
Sami jesteśmy najlepszym tego przykładem. Artykuł Po robocie zachęcił nas do eksperymentu z gęsiną. Przepis
prościuteńki, składniki ogólnodostępne, gęś pyszna. A do tego chutney ze śliwek (przepis na kolejnej
stronie) i świąteczny obiad był hitem. Oprócz przepisów można także poczytać. Świetnie rozebrana gęś czyli kilka słów o tym na co przydadzą się jej różne elementy, ciekawie przedstawione sylwetki kucharzy warszawskich, propozycje lektury kulinarnej
(bardziej popularnej niż w SMAKU) i bardzo fajny felieton Macieja Nowaka o
ekofrajerach. Ponadto, interesująco przedstawiona odpowiedź na pytanie "Skąd przypłynęła Twoja świąteczna kolacja? i skórki w różnych odsłonach. Ostatnia strona czyli kukbukowa OSTATNIA WIECZERZA to rzecz o posiłku marzeń szefów kuchni, którzy – jak na ironię, na co
dzień nie mają czasu na przygotowywanie jedzenia dla siebie. W pierwszym
numerze rozmarzony Robert Trzópek z Tamka 43.
REKLAMY.
SMAK. Skrzętnie ukryte, dyskretne. Na pierwszy rzut oka wydaje się
wręcz, że to gazeta bez reklam. Oprócz tylnej okładki. A one naturalnie wpisały
się w skład i mam wrażenie, że w treść także. I nic w tym złego. Ktoś musi się
przecież do wydawnictwa dołożyć, oprócz czytelników rzecz jasna. Jeśli uda się
taki trend utrzymać i nie pogrążyć się finansowo to gratulacje i duży plus dla
SMAKU.
KUKBUK. Reklamy są i się nie ukrywają. Samochody, perfumy, płyn do
mycia naczyń, artykuły dla dzieci, herbata, telewizory i wszystko czego dusza
zapragnie. Chociaż może nie dusza, a producenci. Trochę za dużo. I trochę to
przeszkadza i nie pozwala zapomnieć, że ktoś chce nam coś ciągle sprzedawać.
Nasze zespołowe zdanie w tym temacie jest podzielone. Bo są tacy, którzy mówią
– są reklamy, są pieniądze, są możliwości rozwoju, jest dobrze. Jakby jednak
udało się bardziej tematycznie reklamodawców dobrać, byłoby chyba wszystkim
przyjemniej.
CENA.
O cenach krótko i wspólnie. Oba
magazyny to dwumiesięczniki. Ceny zatem nie są porażająco wysokie, choć odczuwalne. W czysto matematycznym porównaniu KUKBUK wygrywa. Może jednak
reklamy robią swoje?
SMAK. 22 PLN. Prenumerata: 80
PLN za 4 numery, czyli 20 pln za jeden numer.
KUKBUK. 15 PLN. Prenumerata: 65 PLN za 5 numerów, czyli 13 pln za jeden
numer.
KUKBUK i SMAK różnią się i
uzupełniają. Bez wątpienia to dwie ciekawe propozycje na kulinarnym rynku
wydawniczym, który do tej pory radził sobie za pomocą skandynawskiego formatu
FOOD&FRIENDS. Innych magazynów kulinarnych nie było. Teraz mamy trzy. I
każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. My zdecydowaliśmy się zaprenumerować
KUKBUKA, ale bacznym okiem będziemy śledzić też SMAK i smakowe audycje w radiu
PIN. Trudno jednoznacznie opowiedzieć się za jednym albo za drugim magazynem.
A na koniec anegdotka. Na
listopadowym Urban Markecie w Warszawie były stoiska SMAKU i KUKBUKA. SMAK tuż
obok magazynu ZWYKŁE ŻYCIE i książek kulinarnych prezentował nowe, świeżutkie
wydanie, a KUKBUK wraz z kulinarnymi pasjonatami serwującymi własne potrawy
promował się poprzez stoisko jedzeniowe. Ktoś powie, że ratowali się jak mogli,
bo ich gazeta jeszcze wtedy nie ukazała się drukiem i jakoś chcieli wybrnąć.
Ok, pewnie jest to racja.Jednak po lekturze wydaje się, że KUKBUKOWI bliżej do jedzenia, a SMAKOWI do mówienia o jedzeniu. I nic w tym złego. Zobaczymy jak będą prezentowały się kolejne numery, a póki co zachęcamy do lektury, bo warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz